Przejdź do treści

My też z rolnikami!

Ogłoszenia

Zadbanie o interes rolników, to zadbanie o interes nas wszystkich. Kto tego nie rozumie, ten naraża następne pokolenia na kryzys żywnościowy. Ale co to tak naprawdę oznacza? Czy rzeczywiście w interesie rolników leży dalsze stosowanie nawozów sztucznych, pestycydów, antybiotyków, chemii i technologii, na które zmuszony jest każdego roku wydawać pieniądze? Czy raczej leży to w interesie wielkich agrokorporacji, które uzależniając rolników od swoich produktów, odbierają im nie tylko pieniądze, ale także szansę na przetrwanie? Po co zmieniać to, co przynosi im takie zyski? Po co ta cała ekologia i ta strategia „Od pola do stołu”?

Pieniądze to nie problem. Podatnicy w UE już dziś oddają ze swoich kieszeni 386,7 mld euro, które w latach 2021-2027 mają trafić do rolników. Ale już nikt podatników nie pyta, czy chcą, by 80% tych pieniędzy trafiało w postaci dotacji do 20% największych i najbogatszych gospodarstw rolnych – bo przecież to właśnie dzisiejsza rzeczywistość unijnej polityki rolnej, w której płacimy za liczbę posiadanych hektarów i pogłowia zwierząt gospodarskich.  A zatem premiowani są rolnicy, którzy mają więcej, a nie ci, którzy dokładają starań by wyprodukować żywność wysokiej jakości, w poszanowaniu dla środowiska i dobrostanu zwierząt. 

Po co mieliby się dzielić tymi pieniędzmi z mniejszymi gospodarstwami? Niech te małe nadal odchodzą w niebyt, bo właśnie takie finansowanie WPR wykończyło około 5, 3 mln gospodarstw w UE, a w okresie od 2005 do 2020 roku ich liczba spadła prawie o 40%. Zniknęły przede wszystkim małe, gospodarstwa o średniej powierzchni do 5 ha. 

A właśnie Europejski Zielony Ład wymógłby inny podział środków, dając je tym rolnikom, którzy – zgodnie z oczekiwaniami coraz większej liczby konsumentów – wdrażaliby w swoich gospodarstwach działania i praktyki uwalniające nie tylko od zależności płacenia za rolniczą chemię i tzw. innowacje, ale także od przelicznika za hektar i wielkotowarowość. Jeśli w życie weszłyby także reformy EZŁ pozwalające na skracanie łańcuchów dostaw, preferowanie lokalnej produkcji, coraz większe płacenie za stosowanie rozwiązań proekologicznych, to rolnik, który dziś płacze, że nie ma jak sprzedać swoich produktów po godziwej cenie stałby się wielkim wygranym. 

Dziś jednak rolnik słucha europejskich partii konserwatywnych, skrajnej prawicy i potężnych związków rolniczych, które obiecują złote góry.  Tak, ale to tylko polityczne złoto (a właściwe tombak) przed wyborami do Europarlamentu, kapitał zbijany na plecach rolników, którym fundują fałszywe argumenty, że za złą sytuację gospodarstw rolnych obwiniać należy próby zielonych reform. 

Właśnie próby, bo z tych reform naprawdę niewiele zostało. Upadła reforma ograniczająca stosowanie pestycydów, Komisja Europejska wycofała się z pozostawiania 4% ziemi w gospodarstwa rolnych na ochronę przyrody. Kto zatem okłamuje rolników, że za ich tragedię odpowiadają zielone reformy EZŁ? A naprawdę miażdżą ich na rynku niekorzystne międzynarodowe umowy handlowe. Kto ich oślepia tanim populizmem, w którym dbanie o interesy największych rolników ma być dbaniem o interes wszystkich?

Więcej pieniędzy dla rolnictwa? Tak, ale mądrze wydanych. Dla rolników, którzy rozumieją, że dzisiejsza inwestycja w ekologię i lokalność produkcji to ich klucz do przetrwania. Bo można mieć mnóstwo pieniędzy, ale bez wody, gleby, zapylaczy niczego się nie wyprodukuje. A plonów nie będzie, jeśli susze, pożary i powodzie będą pustoszyć gospodarstwa rolne w całej Europie i poza nią.

Aby było jasne: nikt nie chwali zbiurokratyzowanej WPR, pełnej urzędniczych absurdów utrudniających rolnikom życie. Nikt nie twierdzi, że wszystkich rolników traktowano z powagą i troską dla ich problemów. System powinien się zmienić w kierunku sprawiedliwego podziału środków i produkcji bez niszczenia środowiska i klimatu. Tych dwóch rzeczy, których jakość, bogactwo i stabilność to prawdziwa gwarancja trwałej produkcji rolnej. Tylko wtedy rolnicy będą bezpieczni. 

Dziś konserwatywni i skrajnie prawicowi politycy obiecują przywrócenie bezpieczeństwa i stabilności rolników. Jednak brutalna rzeczywistość jest taka, że w czasach zmian klimatycznych nie można zapewnić stabilności. Rolnicy już teraz borykają się z niedoborami wody, erozją gleby i ekstremalnymi zjawiskami pogodowymi. Większość gospodarstw będzie musiała zmienić się w ciągu najbliższych kilku dekad bardziej niż przez poprzednie 50 lat. Jeśli jednak dziś rolnicy uwierzą w cyniczną grę polityków i agrokorporacji, to właśnie oni ucierpią najbardziej. 

A zaraz po nich będziemy cierpieć my – konsumenci. Więc może wreszcie zrozumiemy, że bez rolników nie ma żywności i wreszcie zainteresuje nas, ile pracy i wiedzy potrzeba, byśmy codziennie mieli chleb na stole. Tak się jednak nie stanie, jeżeli wszyscy pozwolimy sobie wmówić, że więcej nas dzieli niż łączy.  I oddamy decyzje w ręce biznesowych i politycznych graczy, którym wszystko jedno, jakie koszty ponoszą rolnicy i jaką ceną płacą konsumenci.